Skip to main content

Filip Kalinowski - "Niechciani, nielubiani. Warszawski rap lat 90."

Opublikowano: 23.05.2023

Lata 90-te w Polsce, pierwsze lata po upadku komuny, nieokiełznane, dzikie, szalone, z czym się kojarzą? Oczami wyobraźni wracam do nich i widzę najpierw wszechobecną szarość, szare bloki, ulice i szarych ludzi, spowijającą ich mgłę, a zza mgły wyłaniającą się od zachodu raczkującą kolorową alternatywę, oplatającą tę szarość z jednej strony pasmami postepu cywilizacyjnego, z drugiej zaś mackami drapieżnego kapitalizmu. Widzę lepszą jakość towarów wszelakich w sklepach, odbijające się w ich witrynach nowiny technologiczne i odzieżowe, widzę na straganach "szczęki" z ich podróbkami.Na ulicach dostrzegam coraz więcej zachodnich marek samochodów, a w telewizorach mnóstwo nowych programów ściągniętych z anten satelitarnych. Uwolniony rynek medialny pozwala na tworzenie nowych tytułów prasowych i kanałów w radiu.Na budowach powstają nowe osiedla mieszkalne, wyrastają biurowce i centra handlowe, pełne podwórka bawiących się dzieciaków... Dużo by tu wymieniać pozytywnych zjawisk tamtej potransformacyjnej rzeczywistości. A i tych negatywnych było niemało, bo trudno było nie słyszeć o rozwarstwieniu społecznym, wzrastającej inflacji i rosnącym bezrobociu, o nierentownych i upadających przedsiębiorstwach, o patologiach wynikających z biedy, o wzroście agresji i przestępczości na ulicach, o bandyterce stadionowej, o słabości państwa w walce z zorganizowanymi grupami przestępczymi, korupcji, itd. Taki to całokształt obrazu epoki moich młodzieńczych lat 90-tych wyłania się z moich wspomnień.

I w takiej rzeczywistości osadził akcję swojego reportażu historycznego dziennikarz muzyczny Filip Kalinowski w "Niechcianych, nielubianych". Ale lejtmotywem i spoiwem książki jest bodajże najprężniejszy oraz najpopularniejszy nurt polskiej współczesnej muzyki rozrywkowej, czyli rap. W czasach "najtisowych" rap, będący częścą szerszej kultury hip-hopowej, nie był jeszcze tak potężny jak teraz. Muzyka ta była emanacją szerszego wejścia na polski rynek rapu przede wszystkim amerykanskiego, wraz z nadejściem ery muzycznych programów takich jak "Yo! MTV Raps", a także coraz częściej pojawiających się w sklepach i na bazarach mniej lub bardziej legalnych kaset prezentujących wykonawców tej muzyki z zachodu. Kalinowski skupił się na genezie polskiego rapu, bazując przede wszystkim na hip-hopowym środowisku warszawskim, opierając się o doświadczeniach pierwszych stołecznych zajawkowiczów tej kultury, z których twórcy muzyki rap stanowili najbardziej wybijającą się grupę. Opisuje początki działalności twórców, których śmiało możemy zaliczyć dziś do pionierów tej muzyki w naszym kraju, ważnych grup i postaci ją kształtujących tj. DJ V.O.L.T., Molesta/Ewenement, Warszafski Deszcz, Tede, Stare Miasto, OMP, Grammatik, Pezet, Sokół, czy Zip Skład.

Książka Kalinowskiego to też swoista podróż socjologiczna po realiach tamtych czasów, w których musieli żyć bohaterowie reportażu. Wiele ich aspektów wymieniłem na początku recenzji. Dodać jeszcze trzeba typowo warszawskie okoliczności, chociaż część z nich z pewwnością pojawiały się i w innych miastach. Mamy więc tutaj graffiti i breakdance, szerokie spodnie i bluzy z kapturem, deskorolki, pierwsze rapowe imprezy w klubach nierzadko kończące się spięciami, alkohol i jointy, twarde narkotyki, osiedlowe akcje, ziomalskie koneksje, policyjne nadużycia...

Co by nie mówić o nielicznych wadach tej książki, bo za takie można uznać braki stylistyczne w warsztacie pisarskim autora, czy niepotrzebna mnogość cytatów z tekstów utworów hip-hopowych (większą wartością dla wchłonięcia treści jest ich przesłuchanie niźli czytanie), to jest ona znakomitym kompendium o polskim rapie i tamtych czasach, jakich niewiele na polskim rynku wydawniczym.  

Grafika promująca Męskie Czytanie. Projekt: J.K.